Jak przystoi na prawdziwych turystów, połaszczyliśmy się też na farmę krokodyli i odwiedziny w ‚indiańskiej wiosce’. Nudy na maxa, no może poza zjedzeniem całkiem dobrego lunchu z mięsem krokodyla (a przynajmniej mam taka nadzieję, bo na Kubie nic mnie nie dziwi) i wyprawą do wioski motorówką bez zasad BHP. A tak to nie polecamy tego typu atrakcji – szkoda Waszego czasu i pieniążków 🙂